
Recenzja The Lost King TIFF: kolejny uroczy film od zespołu stojącego za Philomeną
Połączenie reżysera Stephena Frearsa ze scenarzystami Stevem Cooganem i Jeffem Popem stworzyło nagrodzone Oscarem połączenie, jakim była Filomena. Nic więc dziwnego, że ich druga współpraca, Zaginiony Król była jedną z najgłośniejszych premier tegorocznego TIFF. Chociaż daleko mu do siły Filomena , to wciąż uroczy mały film.
W filmie historyk-amator znajduje nieoczekiwaną fascynację odnalezieniem szczątków króla Ryszarda III i obaleniem mitów, które narzucali mu tacy ludzie jak William Szekspir. Bohaterka filmu, Philippa Langley, faktycznie zrobiła to na początku 2010 roku i napisała książkę o swoich doświadczeniach, na podstawie której powstał film.
Tempo filmu staje się jednym z jego bardziej rozczarowujących aspektów. Mija około czterdziestu pięciu minut, zanim bohater w ogóle zdecyduje się wyruszyć na wykopaliska szczątków Ryszarda III, a zanim to się zacznie, pozostało tylko około pół godziny filmu. W tym ostatnim akcie dzieje się większość najciekawszych rzeczy, co powoduje, że film jako całość wydaje się pospieszny.

Przeczytaj także: Film Les Grossman: Ben Stiller, Matthew McConaughey i Robert Downey Jr. rozmawiają o powrocie (WYŁĄCZNIE)
Ostatecznie film wydaje się prawie tak, jakby nie był tak triumfalny, jak powinien. Cały trzeci akt to jakaś porażka. Kończy się dokładnie tak, jak można by się tego spodziewać – zwłaszcza jeśli znasz prawdziwą historię w jej rdzeniu – ale to nie przewidywalność jest zabójcą filmu. Chodzi o to, że film nie może zdecydować, czy chce być cyniczny, czy pełen nadziei, kochający czy kpiący, tworząc film, który wydaje się frustrująco nierówny.
Oczywiste jest, że film próbuje powiedzieć coś interesującego o nieodłącznej mizoginii społeczności, w której toczy się film, ale niestety tak naprawdę nie rozwija tematów tak dobrze, jak powinien. Prawdopodobnie dlatego nigdy nie wydaje się, że bohaterka wygrywa — nawet jeśli tak jest — ale naprawdę podważa to jakąkolwiek powagę, jaką mogłaby mieć ta historia.

Sally Hawkins jest absolutnie wyjątkowa w swojej roli. Jej występ jest naprawdę siłą napędową filmu, biorąc postać, która z łatwością mogłaby być nieco głupia, i zmieniając ją w coś, co jest całkowicie wiarygodne i autentyczne. Coogan dostaje również rolę, która jest dość niekonwencjonalna, przeciwstawiając się tradycyjnym oczekiwaniom widzów co do wspierającego małżonka w jakimkolwiek dramacie takim jak ten.
Frears nadaje mu niepowtarzalny styl, kręcąc go niemal tak, jakby był thrillerem psychologicznym Hitchcocka z elementami komediowymi. Zaczyna się to w napisach początkowych, które najwyraźniej są inspirowane pracą, jaką Saul Bass wykonał w wielu filmach Hitchcocka. Na początku wydaje się to trochę odpychające, ale kiedy naprawdę znajdzie swój rytm, a Hawkins zacznie traktować podróż swojej postaci jak „sprawę”, zaczyna działać naprawdę dobrze.
Zaginiony Król zdecydowanie podoba się publiczności, nawet jeśli wydaje się, że jest trochę zbyt pośpieszny dla własnego dobra. Historia i podejście, jakie przyjęli do niej filmowcy, jest z pewnością interesujące, choć wydaje się nieco niedopracowane. 7/10.
Zaginiony Król pokazany na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Toronto w 2022 roku, który odbędzie się w dniach 8-18 września.
Śledź nas, aby uzyskać więcej relacji z rozrywki na Facebook , Świergot , Instagram , I Youtube .